niedziela, 26 maja 2013

Dzień trzydziesty drugi: paczka żywnościowa


„Nazwisko” – rzuca pan z okienka, pan o nieznanej mi dystynkcji (nie wierzę, że to także sierżant; gdyby był sierżantem, nie siedziałby w okienku paczkowym, lecz w okienku o wyższej randze). „Ewa Kowalska córka Adama”, recytuję nauczona. „Dla kogo” – pytanie mnie zbija z tropu i już chcę odpowiedzieć, jak mnie wyszkolono przez ostatni miesiąc „Mój Osadzony syn Adama”, lecz po ułamku sekundy reflektuję się i pewnym głosem mówię: „Stanisław Adamski syn Józefa”. 

Paczka żywnościowa, o wadze nieprzekraczającej pięciu kilogramów, przysługuje osadzonym raz na kwartał. Kwartał kalendarzowy, nie kwartał odsiadki. Mój osadzony trafił do aresztu śledczego 25 kwietnia, w pierwszym miesiącu drugiego kwartału. Po czterech dniach przyznał się, że zjadł w tym czasie może dwie kromki suchego chleba i jajko. W pierwszej chwili wyobraziłam sobie, że nie wyjdzie stamtąd nigdy, bo zniknie. W drugiej – uświadomiłam sobie, że nie zniknie, lecz umrze. Przypomniałam sobie o tym, że w krakowskim Areszcie Śledczym przy ul. Montelupich skuteczną głodówkę zastosował pewien Rumun. „Skuteczną” znaczy w tym przypadku „ostateczną”. „Nie znikaj” – błagał mnie w tych pierwszych dniach mój osadzony. „Nie znikaj” – błagałam go ja, jego konkubina, wiedząc, że moje „nie znikaj” znaczy „jedz”… 

W zakładach karnych obowiązują normy żywieniowe. Mojemu osadzonemu przysługują 2600 kalorii dziennie. Kalorie wypełnia się tłuszczem. Kawałek kiełbasy na kolację zalewa się tłustą masą, z konserwy na kolację nie usuwa się tłuszczu. Wspomniane 2600 kalorii to złe kalorie, zdrowie trzeba sobie zapewnić samodzielnie lub polegać na rodzinie i żywnościowych paczkach. Jak jednak przetrwać na jednej, pięciokilogramowej paczce, kwartał?

Dochodzę do tego, kim jest Stanisław Adamski syn Józefa i dlaczego to jemu podawałam paczkę w tym miesiącu. Osadzeni, którzy nie mają bliskich na zewnątrz lub ich rodzin nie stać na zakup paczek (odrzucam możliwość celowego nieudzielania pomocy przez rodzinę komuś, kto trafił za kratki, choć domyślam się, że i tak się zdarza), za jakąś część paczki lub innych dóbr oddają swoje prawo do cokwartalnego świętego Mikołaja. Takim kimś jest Stanisław Adamski syn Józefa. 

Mój osadzony nie zniknie. Przekazałam mu już po raz drugi podstawowe artykuły spożywcze, w których więcej jest „żywności” niż tłuszczu. Nie udało mi się tym razem przepchnąć nieco więcej niż przepisowe pięć kilogramów (poprzednio to przeszło). Biorąc żółty ser z rąk pana o nieznanej mi dystynkcji, przysięgłam sobie, że gdy wyjdę z finansowych nizin, raz na kwartał udam się do dowolnego zakładu karnego i będę paczkę żywnościową przekazywać dowolnemu osadzonemu lub osadzonej. Każdy sierżant mi powie, kto nie uzyskuje paczek z zewnątrz. 

Słowo na dziś

paczka – w foliowej torbie z logo dyskontu, w kartonie po butach, opisana imieniem, nazwiskiem i otczestwem jest wsparciem żołądków, formy fizycznej i zdrowia osadzonego. To nie są po prostu opakowane przedmioty przygotowane do przewiezienia lub przesłania, którym nadano kształt prostopadłościanu. To symbol, mówiący: „Jestem, czekam, dbam o Ciebie, ja, Ewa Kowalska córka Adama, konkubina.”. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz