niedziela, 28 kwietnia 2013

Dzień czwarty: dzień wszechmocy


Odczuwam zmęczenie i chyba nie rozumiem sytuacji. Szczęście mojego osadzonego polega po pierwsze na tym, że trafił do aresztu w czwartek, w dzień, w który biuro przepustek jest czynne. Od razu udało mi się wiele rzeczy ustalić z miłym panem sierżantem. Po drugie już w piątek trafiłam na widzenie. „Bałem się, że nie przyjdziesz” – usłyszałam, a i ja bałam się, że nie przyjdę. Po trzecie znalazł się w więzieniu na końcu kwietnia. Dziś byłam zatem na drugim dozwolonym w miesiącu widzeniu. Za krótki czas je dzielił. 

Zaczynamy grę. „Jeszcze nie mam przydzielonej kategorii penitencjarnej” – mówi więzień do mnie – „na P1 mają nawet Play Station” – ekscytuje się, a ja nie wiem, jak mu powiedzieć, że Play Station jest poza jego zasięgiem, całkiem jakby dostał P2. Uczę się tych nowych nazw i uczę się czegoś o sobie. P1, P2 – brak skojarzeń. Brak wiedzy. „Zamówiłem książki u dyrektora aresztu” – znowu, pełen emocji, mówi do mnie osadzony – „wśród nich kodeks karny”. Kochanie, powiedziałabym najchętniej, kodeks karny trzeba było czytać, gdy postępowałeś niewłaściwie. 

Niewłaściwie. Co to znaczy postępować niewłaściwie? Jaka jest proporcja winy do kary? Czuję się jakbym szła boczną ścieżką dostojewszczyzny. „Gdybyśmy tak myśleli, relatywizowali problem winy, system prawny obróciłby się w perzynę” – powiedział adwokat. Czyli faktycznie nieważny jest sam czyn, istotna jest kara, bez względu na współmierność wobec popełnionego czynu. Istotne nawet jest coś więcej: odbycie kary, nie kara sama w sobie. Zaczynam podejrzewać, że bagatelizuje się znaczenie licznych amnestii w Polsce w latach osiemdziesiątych XX wieku dla rozwalenia systemu funkcjonującego w kraju. Co więcej, wydaje mi się, że dzisiejsze rozpasanie społeczeństwa także ma źródło w tych czasach, trochę złotych dla przestępców, tych czasach trochę przełomu, które faktycznie ukształtowały mentalność późniejszej III RP. „Niech mnie spałują!” – krzyczał dziś nad ranem student na mojej ulicy, nie wykazując równie artystycznych zapędów do opisu sytuacji, co Jacques Brel w Les Bourgeois, ja jednakowoż czułam się jak bohater trzeciej zwrotki tej piosenki, wrzeszcząc o 3.30 nad ranem „Zamknij się gówniarzu!”.

Co to znaczy postępować niewłaściwie? Babcia mnie informowała, że ludzie siedzący na ławkach w parkach, to mordercy, byli więźniowie, źli ludzie. Dziś pożyczyłam długopis, a potem jeszcze kawałek kartki oddarłam panu, o którym mój osadzony P1 powiedział teatralnym szeptem: „O, to jest człowiek z dożywociem”. Cała moja reakcja streściła się w jednym zdaniu: „To dobrze, że byłam dla niego miła”. Dla morderców wskazywanych przez babcię nie byłam miła. W ogóle ich nie dostrzegałam. 

Pan sierżant jest dla mnie miły, bo ja jestem dla niego miła. Pan o nieznanej mi dystynkcji na sali widzeń, mam nadzieję, mnie zapamięta, bo jestem dla niego miła. Pani z kantyny nie jest miła. Ja też nie jestem miła. Trudno, nie da się wobec każdego. Przede wszystkim jednak jestem miła dla wszystkich, z którymi wchodzę na widzenie. „Nie będzie mi tu jakieś byle gówno w twarz bzdur rzucało” – słyszę. „Wszyscy tu jesteśmy byle gównem” – mówię stanowczo – „byle gównem względem regulaminów, zasad, struktur, hierarchii”. Po raz pierwszy od smutnych doświadczeń harcerstwa mam do czynienia z tymi tak nienawistnymi mi sposobami organizowania świata. Czwarty dzień, dzień bohaterski, dzień drugiego widzenia, wprowadzenia drugiej osoby do więzienia, dzień przekazania paczki żywnościowej o wadze przekraczającej dozwoloną, dzień pozyskania talonu na odzież, dzień czwarty zatem odnoszę zwycięstwo nad sobą. Karą za nieprzestrzeganie regulaminu tu bowiem nie jest mycie garów za cały obóz.

Słowo na dziś

Widzenie – 1. to, co widzimy, choć nie istnieje w rzeczywistości; 2. odwiedziny u więźnia. Dziękuję, drogi Słowniku Języka Polskiego. Choć widzę mojego więźnia w czasie odwiedzin, to naprawdę go nie widzę, bo widzę coś, co nie istnieje w rzeczywistości. Mój więzień nie jest więźniem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz