niedziela, 19 maja 2013

Dzień dwudziesty piąty: otępienie


Człapie. Nie zgina stóp w palcach. Garbi się. Bardziej niż zwykle. Nie uśmiecha się, chyba że sprowokowany. Trzyma rękę w ręce, jak grzesznik w konfesjonale. Łapczywie chwyta moją dłoń, gdy ją kładę na tej plątaninie nerwów. 

Podchodzę do okienka kantyny w kolejnej, już trzeciej poznawanej przeze mnie sali widzeń. Uświadamiam sobie, że nie wiem, który mój osadzony ma numer celi. Teatralnie szepczę do niego, nie rozumie. Nie może wstać od stolika. Jeśli odejdę od okienka, stracę kolejkę. Pani sprzedawczyni odbiera telefon, plotkuje o pączkach i jutrzejszym spotkaniu („Mam wolne, a ty? Zabierzesz mnie do kina? Jutro tańsze bilety.”). Tupię nogą. „Czy mogę zapłacić?” – każda sekunda przy okienku kantyny, to sekunda spędzona kilka metrów od mojego osadzonego, ale nie przy nim. Pani się nie reflektuje, czy oni tego nie rozumieją, że trzy godziny na miesiąc, z których trzeba odjąć cennych parę minut na kolejkę i zakupy w okienku kantyny, to za mało? Za mało, by przydać mojemu osadzonemu uśmiechu, by go rozweselić. Mój osadzony w końcu zrozumiał, pokazuje na palcach: trzy, dwa, jeden. Cela numer 321. Uśmiecham się do niego przez całą salę i udaję sprintera szykującego się, uniesioną ponad głową ręką pokazuję kolejno trzy, dwa palce, w końcu jeden i znowu teatralnie szepczę „START”, niby rzucając się do biegu. 

Budzę się, patrzę w niebo. Na błękitnym tle odcinają się szare pęknięcia. Usiłuję ponownie zasnąć. Nieświadomość, tego mi trzeba. W krótkim niespokojnym śnie tupią noga za nogą stopy niezginane w palcach. Moja popołudniowa drzemka się garbi. Nie, to nie był sen. To było widzenie. To jest otępienie. Druga majowa godzina.

Słowo na dziś

otępienie – wrażliwość, energia, sprawność intelektualna… Nie liczę sekund, których żałuję, że nie spędzę z moim osadzonym. Liczę sekundy niezbędne do poświęcenia, by go wyrwać z tego stanu, w który popada. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz