niedziela, 5 maja 2013

Dzień jedenasty: planowanie


Do tej pory jedyną sytuacją – nie chciałam jej sobie wyobrażać w moim prywatnym życiu  w której mogłabym grzebać w papierach i urządzeniach bliskiej osoby, było porządkowanie spraw moich rodziców, gdyby zmarli. Oczywiście, wszyscy kiedyś umrzemy i tak jak do mnie należał będzie obowiązek posprzątania po nich, tak i ktoś będzie musiał sprzątać po mnie. Odkąd mój ukochany przeobraził się w osadzonego, sprzątam po nim. Czytam maile, esemesy, przeszukuję szuflady. Sprzątam w jego sprawach zaszłych i aktualnych. Kawałki układanki trafiają na swoje miejsce. Po pierwszym szoku ktoś, kogo znałam, okazał się tą samą osobą w roli osadzonego. 

Dokonuję jednak wiwisekcji na żyjącym człowieku. Nawet przenikam, nie pod skórę jak drzazga, lecz wchodzę w krwiobieg, staję się nim: odpowiadam na maile, udaję. Przyjmuję telefony, tak, słucham, jestem konkubiną, nie, nie będzie, nie może, nie ma go, nie wiem, na pewno nie, hahaha, proszę pana. 

Przez to wszystko porządkuję także moje rzeczy, hasła, dostępy. Zbiorę je w jednym miejscu. Nigdy nie mogę wiedzieć, czy wychodząc z domu, wrócę do niego wieczorem, jak planuję. Nie planuję, właśnie, przestałam planować, a jednocześnie planuję to, co będzie po mnie. 

Słowo na dziś

planować – najbardziej mi odpowiada znaczenie 1 w Słowniku Języka Polskiego. „Snuć plany, zamierzać coś”, jak to się ma jednak do „opracowywać plany” (znaczenie 2), czyż opracowywanie planów nie ma nieco bardziej praktycznego wymiaru od ich snucia? Moje plany to jest projektowanie przyszłości, jakbym skłaniała się ku znaczeniu 2. Najbardziej jednak chciałabym, by moje plany niosły w sobie słownikowe znaczenie 3: „wykonywać projekty”. Moje życie niech będzie obiektem budowlanym, a ja jego architektem. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz