poniedziałek, 20 maja 2013

Dzień dwudziesty szósty: system


„Czy może mi pani powiedzieć” – przymilam się do pani sierżant – „czy do osób bliskich zostały dopisane te osoby, które w poprzedniej miejscowości były już na liście, ale nie udało się ich przenieść systemowi?”. Pani sierżant (czy ona jest sierżantem? – nic nie wiem na temat szarży i dystynkcji, na pewno ma bardzo wysoki stopień, bo nosi szalenie wysokie szpilki) uśmiecha się. „Oczywiście, że nie mogę pani nic powiedzieć. Osoba osadzona może nie życzyć sobie, by odwiedzający wiedzieli, kto jeszcze jest na liście osób bliskich, upoważnionych do widzeń”. Tłumaczę, że podam nazwiska, które już były w systemie w poprzedniej miejscowości, ale dziwnym trafem system ich nie przeniósł – przynajmniej moje nazwisko nie zostało przeniesione, gdy tydzień temu się o siebie dowiadywałam. Pani sierżant ugina się. Notuje nazwisko osadzonego i imię jego ojca na kartce. Kładzie ją obok klawiatury komputera.

Po raz setny w ciągu ostatnich trzech godzin podaję mój dowód osobisty. „Nazwiska” – pani sierżant nie patrzy na mnie – „Nie ma tu takich” – rzuca po kilku klikach w systemie. Drążę. Nie ufam temu systemowi, przez który rano, o 7.30, cała kolejka musiała czekać prawie pół godziny dłużej i widzenia zaczęły się później. Pani sierżant wiedziała bowiem, co ma zrobić systemowi, ale najwyraźniej system nie wiedział, co pani sierżant mu robi i zastrajkował. Nastąpiło niezrozumienie, załagodzone dopiero przez przywołanego dyżurnego informatyka. Bałam się o system, że i on za karę nie dostanie żywnościowej paczki kwartalnej lub, co gorsza, ogolą system na zero. Pani sierżant coś się nie podoba, kręci głową. Mnie też się nie podoba to, co słyszę. Mnie też nie ma na liście osób bliskich. Podaję, niepytana (błąd: osadzeni i rodziny osadzony nie mówią niepytane), nazwisko mojego osadzonego raz jeszcze: „Jan Kowalski syn Adama”. Pani sierżant stuka w biurko paznokciem zdecydowanie za długim w stosunku do szarego rękawu munduru. Stuka w kartkę z zapisanym przez siebie nazwiskiem mojego osadzonego. „System podał mi osoby bliskie dla innego osadzonego”. Tak, pani sierżant, oczywiście, system.

Nie dam się złamać systemowi. 

Słowo na dziś

system – czy system, z którym mam do czynienia co chwilę, a mój osadzony bez przerwy, ma określoną strukturę, jakim cudem stanowi logicznie uporządkowaną całość, skoro system jest inaczej realizowany w dwóch miejscach – tego nie wiem; dostrzegłam jednak, że w jednym miejscu, przykładowo, nie wolno podawać w paczce żywnościowej ciast domowych, w drugim – do podawania ciast domowych zachęca sam pan sierżant. System logicznie uporządkowany nie powinien pozwalać na dowolną interpretację. Ta przeczy bowiem piątemu znaczeniu słowa: określony sposób wykonywania jakiejś czynności lub zasady organizacji czegoś. W słowniku można znaleźć jeszcze jedną definicję: system komputerowy. To „sprzęt komputerowy i jego oprogramowanie rozumiane jako całość”. Pracę tej całości, najczęściej, zaburza użytkownik (administratorzy mawiają, że zazwyczaj problem lokalizuje się między klawiaturą a oparciem krzesła). Podobnie jest zapewne w przypadku pierwszego słowa, o którym piszę. Problem nie tkwi w systemie i wycofuję się z tego tak chwytliwego sloganu („Nie dam się złamać systemowi”). Po zastanowieniu postanawiam nie dać się złamać ludziom, którzy nie potrafią z systemu korzystać. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz