sobota, 25 maja 2013

Dzień trzydziesty pierwszy: alkohol


Jeden ma na imię Wiesław, drugi – nie wiem jak. Obaj mają ponad siedemdziesiąt lat, jeden bardziej ponad, drugi mniej ponad. Każdy trafił – podobnie jak mój osadzony – po raz pierwszy do zakładu karnego. Jeden na nieco krócej, drugi – nieco dłużej niż dwa lata. Łączy ich więcej niż to, że znaleźli się w czteroosobowej celi z moim osadzonym oraz tzw. Młodym i wieczorami, przez zgaszeniem światła, grają w tysiąca. Dwaj dziadkowie, Wiesław i drugi, Nie-Pamiętam-Jak-Go-Wołają, mają przede wszystkim wyrok za dokładnie to samo przestępstwo. Prowadzenie pojazdu mechanicznego pod wpływem alkoholu. 

Wiesław mianowicie jechał wiejską, niebrukowaną ścieżką po flaszkę, bo mu się w domu skończył alkohol, ten drugi jechał ścieżką osiedlową, nie wiem po co. Nie pierwszy raz tymi ścieżkami jechali po pijaku, nie pierwszy raz ich zgarnięto. „Od zawiasów do odwieszki” – tak można streścić ich historię. Dzięki nałogowi mogą teraz grać w tysiąca z moim osadzonym i z Młodym. 
Nałóg ich zresztą nie męczy. Nie są alkoholikami sensu stricto, lubią wypić po polsku, jak pewien Prezydent tego kraju, jak pewien Biskup aktualnie znad morza, jak masa innych Polakow, którym się w domu kończy alkohol i po wiejskiej dróżce kręcą pedałami, by jak najszybciej dowieść flaszkę na imprezę. 

Na marginesie: prześladuje mnie pewne wspomnienie. Prawie dwadzieścia lat temu uczestniczyłam w imprezie wyjazdowej odbywającej się w domku na wsi, na której – podobnie jak dziadkom z celi mojego osadzonego – skończył się alkohol. Dwaj koledzy wsiedli do dwóch samochodów i pojechali do pobliskiej miejscowości (raptem kilka kilometrów) po dostawę. Na wiejskiej, krętej drodze zamierzali się ścigać. Nie potrafię przeliczyć wypitych przez nich wcześniej kieliszków wódki na promile, zresztą, nawet nie pamiętam, ile alkoholu wtedy zeszło. Przypominam sobie jedynie, że obaj kierowcy z trudem do swoich samochodów wsiadali. Wrócili z nowym zapasem, impreza się nie skończyła do rana, następnego dnia z trudem wyszliśmy na słońce i na trawę. Każdy z nas choćby ze słyszenia zna takie historie, część zna je z autopsji. 

Wic na tym polega, że pierwszy z odważnych kierowców jest w tej chwili adwokatem, ekspertem od jednej z największych afer III RP, drugi z nich zaś został sędzią, orzeka w sprawach karnych. Trafiają do niego zatem także tacy dziadkowie, z jakimi przebywa w celi mój osadzony. Ciekawe, czy skazując Wiesława, bo zbieżność terytorialna pozwala mi snuć przypuszczenie, że to sędzia-kierowca wydał wyrok na Wiesława, wspomniał swoją młodzieńczą przygodę.

Wiesław, jego Nie-Pamiętam-Jak-Go-Wołają kolega i nie wiem ilu z zatrzymanych wczoraj 310 nietrzeźwych kierowców pojazdów mechanicznych (statystyki nie umożliwiają podziału na rowerzystów i kierowców samochodów lub motocykli) trafili do aresztów i do zakładów karnych. W przypadku dwudziestolatka, który pijany prowadził samochód, zabił kogoś, rozumiem resocjalizację. Jak jednak resocjalizować Wiesława? Utrzymujemy go w zakładzie karnym wszyscy, podatnicy, Wiesław jest nawet zadowolony z pobytu, bo ma spokój, jedzenie dostarczają, jest cieplej niż w domu. Wprawdzie wódki tu nie ma, ale jak wyjdzie, to będzie znowu. Taniej byłoby Wiesławowi na koszt podatników dostarczać tę wódkę do domu, by nie musiał na rowerze jechać, gdy mu się skończy. 

Podobnie mój osadzony, który wprawdzie odróżnia się w popełnionym przestępstwie od Wiesława i jego kolegi. Jednak obciąża nasze kieszenie w takim samym stopniu, kompletnie bez sensu. 
Bez sensu jest także to, że na dziś wieczór nie zatroszczyłam się o butelkę wina, co znaczy, że na trzeźwo pójdę po nią do sklepu. Bez sensu, bo po pijaku złapana, miałabym szansę przysłużyć się państwu z policji do podniesienia statystyk. 

Słowo na dziś

alkohol – niby tylko napój o właściwościach odurzających lub związek organiczny stosowany jako rozpuszczalnik, a w rzeczywistości potężne narzędzie służące do budowania statystyk osiągnięć policji i sądów w Polsce; także sposób na testowanie prawdziwego Polaka („Z nami się nie napijesz? Nie nasz jesteś.”). W tym ostatnim znaczeniu, jak widać, wymienialny z grą w tysiąca.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz