poniedziałek, 27 maja 2013

Dzień trzydziesty trzeci: telefon do przyjaciela

Banalne sprawy stają się prawdziwe, gdy się z nimi mierzy w nieszczęściu. „Prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie”. Powiem inaczej. Prawdziwych przyjaciół nie trzeba poznawać, oni po prostu są. Najważniejsze, by rozpoznać, kto do nich nie należy.

To, co dla mnie jest źródłem nieustającego cierpienia, dla niektórych jest przyczyną do obdzwonienia wszystkich chyba znajomych i opowiedzenia, co to się mojemu osadzonemu przytrafiło. Inni zaś, słysząc, że mój osadzony ma kłopoty i potrzebuje pomocy, nagle mają coś do zrobienia. Wreszcie ostatni z tych ludzi, których wystrzegać w życiu należy się jak najpilniej, od razu wyczują, że zwolniło się miejsce, na które można wskoczyć. Najmniej groźni są ci, którzy po prostu chcą zaspokoić własną ciekawość i piszą, i dzwonią, i atakują, a oferują ochy, achy i jeszcze inne, nieznane mi, westchnienia. 

Nie mam czasu na puste współczucie. Nie mam ochoty na podsiadywaczy. Nie chcę mieć do czynienia z zapracowanymi. Na myśl o plotkarzach zaś chce mi się rzygać. 

Każdy z nas powiedział kiedyś złe słowo o bliźnim. Każdy ma na sumieniu krzywy wzrok. Ja też i mój osadzony. I ty też, czytelniku. Ale czy plotka, którą rozpuściłam o szkolnych latach koleżanki, może jej życie zrujnować? A wiadomość o tym, gdzie trafił mój osadzony, owszem, może, ostatecznie dobić to, co usiłuję ratować. I po co to komu? Jaki „przyjaciel” ma z tego pożytek? 

Mój osadzony podał mi kilka nazwisk ludzi, z którymi prosi, bym się skontaktowała. Przed kilkoma osobami się broniłam. W jednym przypadku, przyznaję, pomyliłam się. W drugim słusznie powstrzymałam język. Powiedziałam: „Ma kłopoty”. W trzecim przypadku zaufałam osadzonemu. Błąd. Skazańcom się nie wierzy. Powinnam była zaufać mojej intuicji, konkubenckiej intuicji, która podpowiadała: temu człowiekowi nie mów ani słowa. Dziś wie już pół Polski. Dzięki, „przyjacielu”. 

Nie ufajcie ludziom, ludzie. 

Słowo na dziś

przyjaciel – bliskie, serdeczne stosunki, okazywanie sympatii, sprzyjanie komuś lub czemuś – takie to, wydawałoby się, proste. A jednak nie. Sprzyjanie to, jak widać, obgadanie. Świat na zewnątrz jest taki sam, jak ten świat więzienny. Manewrujemy między strażnikami, a omijać trzeba ludzkie rafy, bo zatoniemy. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz