czwartek, 2 maja 2013

Dzień ósmy: załamanie


Przyszło znienacka. Przyszło podstępnie w czasie wizyty w gabinecie dyrektora Aresztu Śledczego. Przyszło w chwili, gdy wychowawca rozpoznał we mnie koleżankę ze studiów, a ja w nim kolegi ze studiów nie poznałam. Przyszło i zostało ze mną. Załamanie. 

Pierwsze spostrzeżenie: sytuacja regulaminowa jest dynamiczna. Przedwczoraj spotkanie z wychowawcą to miał być żaden problem (poza czasem), dzisiaj potrzebny był dyrektor. Dynamiczny jest też wygląd aresztu od wewnątrz. Na pokojach dyrektorskich czystością lśnią nowe płytki, sprzątane przez więźniów chyba co godzinę. Fotele zachęcają, by się w nie zapaść. Sekretarka jest młoda, śliczna, trzyma w ręku moją przepustkę i ma komplet zębów, nie poważne uszczerbki jak każdy  niemal klawisz w części więziennej. Tam za to mamy rozlatujące się krzesła, zmiętolone karteczki w rękach osadzonych, stare framugi okienne i zapach spoconych mężczyzn. Jeszcze gorzej jest w części dla odwiedzających (Biuro Przepustek): zacinające się okienko, chyboczący stół, szafki depozytowe bez zamków za to z kluczykiem i lekki smrodek szczyn i rzygowin – pamiątka, zapewne, po niezbyt kulturalnym gościu.

„Pani na widzenie?” – rzuca do mnie postawny, przystojny pan na korytarzu, gdzie antyszambruję. Nie chcę widzenia z osadzonym, chcę z wychowawcą się spotkać. „Po co?” – to pytanie zadaje mi każdy po kolei, od sierżanta w okienku po tego pana gryzącego jabłko. „Adwokat mi doradził, żeby się spotkać z wychowawcą, porozmawiać.” – mówię w końcu dość stanowczym głosem. „Po co mu adwokat?” – usłyszę za moment z tych samych ust, gdy okaże się, że to pan dyrektor, a ja będę siedziała naprzeciwko niego, obok wychowawcy, omawiając zachowanie i postawę mojego osadzonego. 

Miałam niespełna osiem lat, gdy po raz pierwszy zaprotestowałam przeciwko niesprawiedliwemu traktowaniu nas, uczniów, przez nauczycieli. Dużo później zrozumiałam, że to nie jest niesprawiedliwość, lecz nadużywanie władzy przez nauczyciela nad dziećmi. Po tylu latach poczułam się tak samo, jak wtedy, jak za pierwszym razem. Usłyszałam takie rzeczy o moim osadzonym, negatywne opinie wydane na podstawach podobnych jak przekupki na rynku (coś w rodzaju: „On ma wszy, na pewno, bo krzywo sika.”). Uprzedzenia osobiste, które przekładają się na pogorszenie losu osadzonego. Podkreślam, to nie jest niesprawiedliwość. To jest nadużywanie władzy. 

Szybki rachunek sumienia, ciągle na pokojach dyrektorskich, kiedy i w jaki sposób ja w ten sposób kogoś potraktowałam? Nie przypominam sobie takiej sytuacji. Usiłuję się skupić i znaleźć moment w mojej biografii. Czy faworyzowałam jedną osobę kosztem drugiej? Czy osobiste uprzedzenia, wynikające z moich własnych kompleksów, sprawiły, że komuś dowaliłam? Pan Dyrektor jest niezwykle zajętym człowiekiem (pisałam już, że musi wyrażać zgodę na wszystko, co się dzieje w Areszcie. Poświęcił mi jednak prawie godzinę. Nie potrafi poświęcić sześciu sekund na nazwanie tego, co oni tu robią? Nadużywają. 

Podcięli mi skrzydła. Leciałam jak anioł miłości mojego osadzonego ratować. Choć wiem, że zawinił i dostał karę, to, zgodnie z rozsądkiem, kara jest niewspółmierna do winy. Co gorsza, karę ponosimy my wszyscy – Ty, czytelniku tego bloga, także. Płacisz za każdy dzień pobytu mojego osadzonego w więzieniu. A on nie ma szans naprawić wyrządzonych szkód. System penitencjarny powoli przemienia mnie w anioła zemsty. Skrzydła przybierają czarny, posępny kolor, w ręce rośnie miecz. 

Zemsta. Kogo to interesuje. Mnie na pewno nie. Niech sobie w pokoju żyją gady i gnidy. Mam się czym zająć. Jest kilka spraw, które obiecałam załatwić mojemu osadzonemu. Może coś z jego losu uda się uratować. Na kruchych podstawach postawiliśmy nasze życie, teraz wszystko jest w moich rękach. Musze wlać beton i utrwalić fundamenty. Fartuch zakładam i muruję. 

Słowo na dziś

fuck you – dokładnie tyle i ani ocupinkę mniej. Nie zasługujecie na polskie przekleństwa. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz