piątek, 2 sierpnia 2013

Dzień setny: praca wyzwala (cd.)

Tak jak myślałam. Praca nie zawsze jest bezpłatna. Pracując w warsztatach przywięziennych otrzymuje się zapłatę, ale to spotyka tylko nielicznych osadzonych. Większość pracuje za darmo, dla korzyści płynących z pracy. Nie umiem się z tym pogodzić. Za pracę należy się płaca. Czas przymusowej pracy w więzieniach już chyba minął i, skoro praca jest przywilejem, to powinna być opłacana. Część wynagrodzenia mogłaby trafiać do osadzonego, a część do zakładu karnego, np. na wyposażenie cel, świetlic, remont łazienek itd. 

Mój osadzony nie pracuje, a mógłby, gdyby był na wolności. Nie popadałabym wtedy w problemy finansowe. Każdy wyjazd na widzenie to koszt dojazdu i duża strata czasu (poza bezcenną godziną widzenia). Opłaty sądowe, honorarium dla adwokata, telefony, listy… Wydaję więcej niż zarabiam, biorę kolejny kredyt. Napędza to wszystko gospodarkę, ale jeszcze bardziej napędzałaby ją produktywna praca mojego osadzonego w domu. 

Pytam, czy pracuje nad czymś tam, w zakładzie karnym. Nie może zebrać myśli – słyszę w odpowiedzi. Oczywiście, rozumiem go, ja także nie mogę zebrać myśli, choć nie jestem w pierdlu, co dopiero on, tam, posadzony z kolegami od przecinków. Ile czasu, ile pracy zabierze mi transformacja mojego osadzonego w pełnoprawnego, zwykłego człowieka?…

Słowo na dziś


praca – w żadnej definicji nie jest określana jako bezpłatna. Może w takim razie należy zastąpić pracę świadczoną przez osadzonych dla instytucji, które mają podpisane umowy z zakładami karnymi jako wolontariat? Swoją drogą zastanawiam się, jak to jest regulowane podatkowo: czy od korzyści, które instytucje uzyskują, odprowadzają należny podatek? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz