czwartek, 15 sierpnia 2013

Dzień sto trzynasty: rozdrażnienie

W bluzie mojego osadzonego siedzę w łóżku i biegam palcami po klawiaturze. Bliżej niego być nie mogę. Piszę o nim, ubieram się w niego. I denerwuję się na niego. 

Wczorajsze spotkanie z panią kurator byłoby mi całkowicie obojętne, gdyby nie to, że z pozycji obojętnego członka społeczeństwa zostałam przesunięta do roli podejrzanej. Nie pyta się, jak dobra jest moja rodzina. Muszę udowodnić, że nie jesteśmy patologią. Relacje moje z teściową są złe – to jest założenie, które jestem zmuszona obalić. Ale jak dowieść, że nie jestem słoniem? Kto uwierzy człowiekowi, który twierdzi, że nie jest wariatem: każdy wariat przecież dowodzi, że nie jest szalony. 

Szukam słów, słowa mnie opuściły. Siadam do klawiatury, wpatruję się tępo w ekran. Ogarnia mnie rozdrażnienie. Pragnę mojego osadzonego ukarać za to, co przez jego głupotę mnie spotkało. Robię to w najgorszy możliwy sposób. Zamiast zastanawiać się, jak udowadniać całemu światu, że nie jestem słoniem, wariatką, patologią…

Słowo na dziś


rozdrażnienie – podniecenie nerwowe będące wynikiem doznanej przykrości, zmęczenia itp., zatem nie rozdrażnienie, bo nie jestem podniecona nerwowo, lecz znużona. Znużenie zatem? Rozdrażnienie chyba może mieć spokojną formę?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz