poniedziałek, 29 lipca 2013

Dzień dziewięćdziesiąty szósty: „k” jak…

Słodzę kawę mojemu osadzonemu. W plastikowym kubku, plastikowym mieszadełkiem. Przesuwam w jego kierunku, obok kładę baton. Przez godzinę będziemy udawać, że jesteśmy w kawiarni.

Czasem nie udaje nam się udawać. Na przykład wtedy, gdy głuchawy starszy pan siedzący niedaleko rzuca kurwę za kurwą. Pan strażnik (na pewno nosiłby buławę w plecaku, gdyby plecak miał) trzaskając linijką o dłoń, podchodzi do dziadka. „Nie rzucaj mi tu więcej tych na k”. Gdy zastanawiam się, w którym regulaminie jest napisane, że funkcjonariusze Służby Więziennej mają prawo (a może nawet obowiązek) mówić do osadzonych „na ty”, ów osadzony przytomnie odpowiada: „Tych na k? kaw?”. Jak w kawiarni, zaczynamy się śmiać, a strażnik odchodzi jak niepyszny, czując, że stracił twarz wobec wszystkich na widzeniu. 

Wymieniamy kilka uwag o „tych na k”. Mój osadzony mówi, że ma teraz dwóch chłopaków spod celi, u których w zdaniach jest więcej kurew niż treści. Żartuje, że oni nie wiedzą, gdzie dać przecinek, za to doskonale potrafią powstawiać kurwy na właściwe im miejsca. Śmiejemy się długo i zdrowo. Musi nam śmiechu wystarczyć na cały kurwa tydzień. 

Słowo na dziś


kurwa – przekleństwo (to mało powiedziane). Z czterech znaczeń słowa pasuje mi jednak tylko to jedno. Kurwa to więcej niż przekleństwo. To słowo-wytrych, znaczy wszystko i nic. Jedną kurwą można wyrazić więcej niż tysiącem słów. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz