piątek, 30 sierpnia 2013

Dzień sto dwudziesty dziewiąty: dozór elektroniczny

Służba techniczna dozoru elektronicznego zadzwoniła w sobotę o godzinie 7:47. Rano. W sobotę. Poprzedniego dnia zapowiedziałam mojemu osadzonemu, że ma do mnie dzwonić po 9, bo potrzebuję nareszcie się wyspać. On zadzwonił po 9, ale dozór elektroniczny nie. Duże szczęście, że nie odrzuciłam w nieprzytomności porannej i niewyspanej tego połączenia, bo tak zwykle robię. Zobaczyłam jednak numer z kierunkowym warszawskim i, jak mówi mamusia, coś mnie tknęło. Odebrałam.

Zdębiałam, gdy pan się przedstawił. Upewnił się następnie, że rozmawia ze mną, że występuję w roli osoby zaufania mojego osadzonego. „Będziemy u pani jutro, między 11.30 a 13.30 na badanie techniczne lokalu.”. Zdębiałam ponownie. Wyjąkałam, że jutro jadę na widzenie i zazwyczaj wracam około 11.30, jeśli to więc możliwe, to prosiłabym o przyjechanie chwilę później. „Nic nie szkodzi, zaczekamy, jeśli się pani spóźni” – rzucił pan nonszalancko i dodał – „w razie czego, gdyby pani wiedziała, że ma sporą obsuwę, to proszę do nas zadzwonić jak najszybciej pod numer, który się pani wyświetlił.”. 

Państwowa służba dzwoni do mnie w sobotę przed 8 rano, by zapowiedzieć, że przybywa w niedzielę. Niemożliwe i niewiarygodne, a jednak prawdziwe. Bajka okazała się rzeczywistością. W niedzielę wróciłam z widzenia wcześniej niż zwykle. Tuż przed 11.00 weszłam do domu. Zdążyłam zaparzyć kawę, pościelić łóżko i przy składaniu prania zaskoczył mnie domofon. „Służba techniczna dozoru elektronicznego.”. 

Pozostaje mi zaciskać mocno kciuki, by ta niewyspana w efekcie sobota obróciła się w obecność mojego osadzonego w domu. Nie ma ludzi niezastąpionych, ale są ludzie, których brak bardziej niż innych. 

Słowo na dziś


dozór – pilnowanie i doglądanie kogoś lub czegoś; też: ludzie powołani do takiej pracy. Czyli bransoletka na ręce lub nodze. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz