środa, 28 sierpnia 2013

Dzień sto dwudziesty siódmy: odroczenie

Wiem, że nie wrzeszczy na mnie, tylko do mnie. Wiem, że nie ma do mnie pretensji, ale do wszystkich, którzy gdzieś coś zawalają. Wiem, że w więzieniu nie ma nic do roboty i z dnia na dzień jest coraz bardziej zdemoralizowany, sfrustrowany i załamany. Wiem, wszystko to wiem. Lecz i tak, gdy krzyczy do telefonu, zaczynam płakać. I tłumaczę się z rzeczy, o których zapomniałam niechcący. Próbuję wreszcie znaleźć mu zajęcie, ale mój osadzony twierdzi, że nic nie może robić. 

Wszystko przez to, że sędzia dziś zdecydowała o odroczeniu sprawy mojego osadzonego, a nie jej rozstrzygnięciu. Gdyby postanowiła na „nie”, wiedzielibyśmy na czym stoimy. Decyzja na „tak” oznaczałaby, że jutro „odebrałabym towar”. Tymczasem jesteśmy zawieszeni. 

Wbrew domysłom pana mecenasa pani sędzia nie była przekonana, jaką decyzję ma podjąć. Zażądała opinii na temat mojego osadzonego, a tu konsternacja. Okazało się, że sąd niższej instancji nie załączył w przekazanych do sądu wyższej instancji aktach owych opinii. Sztuk osiem. Mój osadzony od razu w dokumentach sprawdził, jak się nazywa osoba odpowiedzialna za przekazanie akt. Naobiecywał mi, co z nią (tą osobą) zrobi, a konkretnie, co zrobi z jej (tej osoby) dupą. Odradziłam mu. 

Jednak i we mnie pojawia się pytanie, dlaczego mój osadzony został ukarany za swój błąd, a za błąd tej osoby nigdy kary nie będzie? Dlaczego sąd za swój błąd nigdy nie zostanie ukarany, a mój osadzony był ukarany? Dlaczego urzędnicy są bezkarni, a zwykli ludzie są karani? Retorycznie pytam. 

Jutro rano ponownie będę musiała się zmierzyć z frustracją, załamaniem, demoralizacją, słowem z moim osadzonym przez telefon. Z ogromem ludzkiego smutku i bezsiły, któremu nie jestem w stanie pomóc. 

Słowo na dziś


odroczenie –  oficjalne pozwolenie na późniejsze odbycie czegoś, zwykle służby wojskowej, ech, gdybyż to o służbę wojskową chodziło… 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz