środa, 14 sierpnia 2013

Dzień sto dwunasty: kurator zawodowy

Na rozmowie z panią kurator („Kowalska mówi, kurator zawodowy przy sądzie karnym” – rzuca przez telefon, jak niegdyś porucznik Borewicz, od niechcenia, lecz z naciskiem i władzą w głosie) najważniejszym tematem są koty. Opowiadamy sobie o znajomych kotach, pani kurator pokazuje mi swojego kota, na, niestety, lekko prześwietlonym zdjęciu, przez co nie mogę docenić jego wyjątkowego ubarwienia. 

Dowiaduję się mimo to, że nie jestem patologią. Moja rodzina także nie jest patologią („Aaa, to porządna rodzina. Wszyscy z tego miasta pochodzą? Od ilu pokoleń?”). Co więcej, okazuje się, że nawet mój osadzony nie jest patologią („Za co siedzi? Za głupotę pani mówi? Faktycznie, za głupotę…”). Na koniec pani kurator pyta, czy zaczekam jeszcze pięć minut, bo ponownie zadzwoni do sądu penitencjarnego, by upewnić się, czy akta mojego osadzonego trafiły tam, gdzie miały trafić i czy sprawie nadano bieg. Te pięć minut wykorzystujemy na kolejne ploteczki o kotach, a ja przypominam sobie, że mam przecież opinie o moim osadzonym. Przekazuję ich kopie pani kurator, która przerywa czytanie kolejnej kartki (podnosi przy tym brwi, podejrzewam, że ze zdumienia, jakiej to wysokiej klasy specjalistę i porządnego człowieka Państwo Polskie postanowiło zamknąć w ciupie), bo oto pięć minut minęło i trzeba ponowić telefon. 

Niestety, nie wiadomo, czy akta mojego osadzonego otrzymały już sygnaturę i czy możemy rozpocząć odliczanie 14 dni. Tyle ma czasu sąd penitencjarny na wyznaczenie terminu rozprawy. Pytam, kiedy może być rozprawa, czy pani kurator ma może jakieś doświadczenie w tym względzie. Gdy słyszę, że w czerwcu wyznaczano terminy na połowę września, brakuje mi tchu w piersiach. Głośno liczę. To znaczy, że może w grudniu odbędzie się rozprawa. Przełykam głośno ślinę. Tłumaczę, że wtedy będzie już po ptokach. Praca tyle nie zaczeka. Czy można przyspieszyć? Nie, tej mocy pani kurator nie ma, ale może mi jeszcze jedno zdjęcie kota pokazać, tym razem nieprześwietlone. Ogarnia mnie ciemność. 

Słowo na dziś

patologia – nie mam do czynienia z nauką o chorobach, nie odczuwam, że mój organizm jest w stanie chorobowym, nie trafiłam na oddział w szpitalu ginekologicznym, przeznaczony dla kobiet z powikłaniami w przebiegu ciąży. Mam do czynienia z nieprawidłowymi zjawiskami występującymi w życiu społecznym. Konkretnie ja „jestem patologią”, bo nie ma mnie w godzinach standardowo pracowych w domu (bez zapowiedzi złożona wizyta), mój osadzony natomiast nie istnieje (sąsiedzi go nie znają, na domofonie brak nazwiska). Zgadza się, na co dzień mam do czynienia z patologią. Na przykład zogniskowaną w strażnikach więziennych. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz