środa, 10 lipca 2013

Dzień siedemdziesiąty siódmy: wściekłość (znowu)

Obojętność. Nic mnie tak nie rozwściecza jak obojętność. Połączona z brakiem umiejętności wyobrażenia sobie konsekwencji jest dla mnie najgorszym grzechem ludzkości. Przykłady mogę mnożyć. Siedemdziesiąty siódmy dzień osadzenia mojego osadzonego w zakładzie karnym przyniósł mi kolejny. Nie potrafię jeszcze ocenić możliwych skutków tej bezmyślności, tej obojętności, ale jeśli będą choć trochę takie, jak przewiduję, to. Właśnie, co? Tego też jeszcze nie wiem. 

Wiem natomiast, jak wiele razy mój osadzony prosił o to, by na przykład podać kontakt telefoniczny do swojej konkubiny osobom odpowiedzialnym za przeprowadzenie wywiadu środowiskowego. Nie. Nie, bo po co. Przecież kurator zawsze zostawia wiadomość w drzwiach, że był, że nie zastał, że próbował. Otóż nie zawsze. A, z tego, co dowiedziałam się dzisiaj, właściwie nigdy. 

Efektem jest nieudany wywiad środowiskowy i negatywna opinia wystawiona dla mojego osadzonego przez kuratora. Tak się śmiesznie składa, że kurator pracuje w tych samych godzinach, co ja. Przychodząc między godziną 9 a 17, mógł co najwyżej porozmawiać z moimi kwiatkami. Lub sąsiadami. Właśnie. Porozmawiał z sąsiadami, według których mój osadzony w ogóle nie istnieje. Oczywiście, że nie istnieje dla nich, bo wprowadzili się dwa miesiące temu. Łatwo policzyć, że 77 dni to więcej niż dwa miesiące. Minęli się. Ale tego kurator się nie dowiedział od sąsiadów, bo o to nie zapytał. Skąd jednak miał wiedzieć, że ma zapytać: a od kiedy państwo tu mieszkacie?

Możliwe konsekwencje, których panowie wychowawcy (podkreślam to słowo: wychowawcy) nie przewidzieli, to na przykład zachowana w aktach negatywna opinia kuratora z wywiadu środowiskowego. Opinia, która będzie brana pod uwagę przy każdej próbie wydobycia mojego osadzonego z zakładu karnego. Kto jednak będzie się przejmował jakimś osadzonym, jego życiem, perspektywami, rozwojem, pracą, zdrowiem… Kto będzie się zastanawiał nad zdenerwowaniem rodzin. Przecież nie wychowawca! Komu zależy na jakimś tam więźniu, gdy głodują dzieci i morduje się ludzi na ulicach. Przecież mój osadzony też jest złym człowiekiem. Przecież wychowawca jest w zakładzie karnym nie po to, by komuś pomóc powrócić do społeczeństwa, ale po to, by dowalić, pognębić i obciążyć kogoś swoimi własnymi frustracjami. Ale tylko do 15.15, bo o 15.30 kończy pracę, „proszę zatem przyjść jutro, od godziny 8.00 rano” znowu mogę ci dowalić, zawsze może powiedzieć wychowawca. 

Słowo na dziś


obojętność – właśnie o to mi chodzi: nieokazujący zainteresowania kimś, niedbający o kogoś – to o wychowawcach. Niebudzący żywszych uczuć, niemający dla kogoś znaczenia, pozbawiony cech charakterystycznych, wyróżniających (no pewnie, jak się wszystkich goli na zero, to trudno, by mieli cechy wyróżniające…) – to o moim osadzonym dla wychowawców. Trudno do tej obojętności, którą w siedemdziesiątym siódmym dniu osadzenia mam na myśli, zastosować kolejną definicję słowa, tę o niewywieraniu na coś szkodliwego wpływu. Obojętność ma wpływ szkodliwy. Obojętność bowiem prowadzi do konsekwencji. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz