piątek, 26 lipca 2013

Dzień dziewięćdziesiąty drugi: lepszy nastrój

Mój osadzony jest w lepszym nastroju. Pierwszy raz od dziewięćdziesięciu dwóch dni w odpowiedzi na moje codzienne pytania: „Czy wszystko w porządku, jak się czujesz, jak się masz?” usłyszałam: „Całkiem nieźle”. Prawie wypadł mi telefon z ręki, na szczęście dodał: „w porównaniu do poprzednich dni”. Nie zmienia to faktu, że czuje się lepiej niż na przykład wczoraj lub tydzień temu. Może sprawiła to obietnica zobaczenia wkrótce sędziego lub zbliżające się widzenie, lub sama świadomość, że jego konkubina jest osobą godną zaufania. 

Godna/niegodna. Czytam wywiad z Pawłem Falkowskim i jego słowa są słowami mojego osadzonego. Z tą różnicą, że mój osadzony jeszcze nie ma obroży. Nie mogę się jednak zgodzić z jednym: obrożę można nazwać wolnością. Z ograniczeniami, ale jednak wolnością. Uwolnieniem się od strażników, wychowawców, ciągłego towarzystwa współwięźniów. Prawem do jedzenia czego się chce, do ubierania własnych ciuchów i pokazywania się ludziom nie w zielonym garniturku, ale w eleganckim, szarym, ubiegłorocznym garniturze. Bliskością. 

Na obroży przestanie być moim osadzonym, a stanie się po prostu mój. Nie będę jego konkubiną, a będę tylko jego. Choć współczuję panu Pawłowi jego losu, to skoro jego dziewczyna go zostawiła, to dobrze. Ma szanse znaleźć nową dziewczynę, która nie zostawi go w innej trudnej sytuacji życiowej. Jak ja nie zostawiłam mojego osadzonego. 

Słowo na dziś

obroża – opaska zakładana psu na szyję, umożliwiająca prowadzenie go na smyczy lub trzymanie na łańcuchu albo pas sierści albo piór innej barwy otaczający szyję niektórych ssaków lub ptaków. Mój osadzony nie jest psem, ssakiem, ptakiem. Ale i tak mam nadzieję, że otrzyma obrożę. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz