środa, 24 lipca 2013

Dzień dziewięćdziesiąty pierwszy: zaufanie

Czy jestem osobą godną zaufania? Nie wiem. Zapytał o to wychowawca. To jedyne pytanie, jakie zadał, w kontekście przyszłości mojego osadzonego. Nie pytał o jego pracę, o mieszkanie, plany. Tylko o to, czy ma osobę zaufania, która będzie ręczyła za obecność mojego osadzonego na wolności, w systemie elektronicznego dozoru. 

Odbywanie kary w domu. Foldery reklamowe głoszą: „Napraw swój błąd u boku bliskich”, a na okładce męska sylwetka przytula dziecko. Nie ma dziecka. Jest brak mężczyzny. Nie chcę naprawiania błędu, bo błędu nie ma. Błąd został dawno naprawiony, a kara jest efektem błędu sądu. Może więc sąd naprawiłby swój błąd u mojego boku? Chętnie zapewnię miłe towarzystwo, udostępnię kanapę (dwuosobowa, sąd zmieści się z sędziną lub sędzia z sądowym). Mój osadzony nie ma już nic do naprawiania, przeciwnie, to Państwo, reprezentowane przez […] ma do naprawienia kilka rzeczy względem mojego osadzonego. 

Praca jest. Dom jest (i kilka żarówek do wkręcenia; trwam w uporze, że to nie jest moja praca, lecz mojego osadzonego). Rozwój gwarantowany. Potrzebna osoba godna zaufania. „Kim jest ta pana dziewczyna?” – spytał wychowawca drwiąco mojego osadzonego. Po usłyszeniu odpowiedzi opadła mu szczęka. Już dalej nie rozmawiał. Nie kokietując, stwierdzę, że tego się nie spodziewał i tego poziomu nie sięga. Widocznie nieuważnie czytał moje listy. 

Godna zaufania. Nowa rola dla mnie. Konkubina godna zaufania. Dla przeciętnego sądu to wewnętrzna sprzeczność. Może uda się mi nauczyć sąd czegoś nowego. 

Słowo na dziś

zaufanie – przekonanie, że jakiejś osobie lub instytucji można ufać, że czyjeś słowa, informacje itp. są prawdziwe, że ktoś posiada jakieś umiejętności i potrafi je odpowiednio wykorzystać. Wykorzystam wszystko, bo mojego osadzonego wyciągnąć stamtąd.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz