sobota, 6 lipca 2013

Dzień siedemdziesiąty trzeci: rodzina

Płacz. Usprawiedliwianie osadzonych. Narzekanie na brak finansów. Czasem lekki uśmiech, zażenowanie skryte pod grubą warstwą makijażu. „Pani takie wysokie buty od rana ma na sobie, nic tylko podziwiać” – okrzyk i skromna odpowiedź, rozbiegana jak oczy jej udzielającej: „Przecież to święto, dzisiaj czwartek, a jakby niedziela.”. Na widzenie idzie się jak do kościoła, a czasem idzie się tu i tu, najpierw więzienie potem msza lub na odwrót. 

Polskie więziennictwo powinno przeżyć głęboką transformację. Jeśli społeczeństwo życzy sobie pewne jednostki izolować z jakiegoś powodu, to powinno zadbać o to, jak ta izolacja wpływa na rodziny. Patrzę na towarzyszy niedoli i wyobrażam sobie, co mówią o swoich osadzonych. Czasem słyszę, co mówią, bo zagaduję ich. A czasem nie muszę zagadywać, bo sami opowiadają. 
Syn dziecko zostawił. Nawet nie wiedział, że ma dziecko. Teraz dziecko ma sześć lat, a on już w trzecim zakładzie karnym. Matka nie pozwala dziecku przyjechać. Teraz syn wie, że ma dziecko, ale dziecko nie wie, że ma ojca. Tylko synowi zdjęcia przywożę dziecka.
Nie krzyw się, bo ci tatuś doleje, jak cię takiego krzywego zobaczy. Myślisz, że za co tatuś siedzi tu? Krzywy był! Nie krzyw się, bo z tatusiem będziesz siedzieć!
Za tydzień znowu przyjadę. A za dwa tygodnie to pewnie ta jego przyjedzie. Obmawia mnie tu pewnie. Pani jej nie widziała? Taka szczupła, niewysoka, blond włosy ma, naturalne. Tylko włosy ma naturalne, wszystko inne sztuczne. A paznokcie jakie ma sztuczne. Z nią nie przyjeżdżam. 
Fajki pani nie ma? Skończyły mi się… 
Słucham ich opowieści. Próbuję dopasować do nich moją opowieść. Próbuję do ich osadzonych dopasować mojego osadzonego. Czasem mi się udaje, czasem nie. Zawsze jestem pewna jednego: ani ja, ani żadne z nich nie zasłużyło na takie traktowanie ze strony funkcjonariuszy zakładu karnego oraz wychowawców (choć tych drugich niebezpośrednio). Jestem też pewna drugiej rzeczy: gdy to się już skończy dla mojego osadzonego i dla mnie, nie zostawię tej sytuacji. Nie porzucę wszystkich osadzonych, jak nie porzuciłam mojego osadzonego. Już na zawsze pozostanę waszą konkubiną. 

Słowo na dziś


rodzina – małżonkowie i ich dzieci – nie, nie, to nas nie dotyczy, na szczęście dla kodeksu karnego konkubina, czyli ja, jest jak rodzina; ogólniej to też osoby związane pokrewieństwem i powinowactwem. Wszyscy krewni i znajomi, którzy dbają o osadzonych swoich. Jak ja o mojego dbam. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz