piątek, 19 lipca 2013

Dzień osiemdziesiąty szósty: milczenie

Mój dzień dzieli się na część mówioną i część milczącą. Po wyjściu z pracy zaczynam milczeć. Rano chrząkam głośno, charcząc milczeniem z poprzedniego dnia. Milczenie oznacza samotność. Mój osadzony nie ma szans na samotność. W zakładzie karnym jest się cały czas otoczonym ludźmi. Nawet w toalecie, jest się z ludźmi. W celi jest się z ludźmi. Na korytarzach jest się z ludźmi. Jedyna możliwość samotności, to zamknięcie się w sobie i zbudowanie swojego świata wewnętrznego. 

Światem wewnętrznym jest też cela. Tworzy się w niej specyficzny mikroklimat: przemieszany zapach kilku spoconych mężczyzn, ich emocje, czasem uzewnętrzniane w paroksyzmie samorozkoszy, ich tęsknoty ujawniane w rozmowach podejmowanych po zgaszeniu światła. Na oddziałach zamkniętych cela otwiera się tylko, gdy ktoś wchodzi lub wychodzi, na oddziałach półotwartych cele zamyka się wyłącznie na noc, a osadzeni mają w nich przebywać także w czasie każdego posiłku w ciągu dnia. Cela jest światem wewnętrznym, chłopaki spod celi stają bliżsi niż koszula. Jestem o tę bliskość zazdrosna, ale nie mam komu o tym powiedzieć. Milczę sobie. 

Milczę także dlatego, że o tym wszystkim, co wiem, nie mogę powiedzieć. Nie powinnam także pisać, a jednak to robię. Pisząc, czyszczę gardło przed jutrzejszym, kolejnym porankiem, gdy znowu będę rano chrząkać i charczeć z milczenia. 

Słowo na dziś


milczenie – cisza, która zapada, kiedy żadna z obecnych osób (czyli ja) nic nie mówi; takiej ciszy nie ma mój osadzony, zawsze ktoś w celi mówi. Milczenie to również powstrzymywanie się od wyrażania swojej opinii; nie jestem zdolna do tego i nie chcę do tego być zdolna, choć boję się, jakie konsekwencje może mieć mój brak milczenia. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz