wtorek, 30 lipca 2013

Dzień dziewięćdziesiąty siódmy: przepustka? nieee...

„Pani o przepustkę się stara?” – pyta mnie jedna z matek, jak i ja wychodzących z widzenia – „bo długo z wychowawcą rozmawialiście”. Próbuję nie odpowiedzieć. Sama jakoś sobie radzi z moim milczeniem. „Mój syn pierwszą przepustkę dostanie we wrześniu. Na sześć godzin. Nie będę go do domu wiozła, tylko tu gdzieś w centrum handlowym usiądziemy. Lody zje. Buty mu kupię. Do domu mam dwie godziny jazdy, na powrót kolejne dwie, to co, dwie posiedzi?”. 

Jak mam się starać o przepustkę, jeśli mojego ogolonego na prawie łyso osadzonego będę musiała prowadzić do galerii handlowej w obcym mieście? Po co mi taka namiastka obecności, która wyłącznie sprawi, że cierpienie będzie tym większe? 

Cierpienie jest nie do zniesienia. Ból samotności sprawia, że jestem wyschnięta, stara, zbolała. Słabnę. „Jesteś silna, dasz radę.” – mówi mi przyjaciel. Jak bardzo się myli. Już nie daję rady. Osuwam się na podłogę i szlocham wieczorem, a łzy kapią na kolana, jak dziecku. Nie potrafię podnieść się z łóżka rano. Ostatnią motywacją jest praca. Jedynym ratunkiem przyjaciele; zawodnym. 

Przybieram jednak uśmiech. „Co ci się stało?” – pyta ktoś – „Życie” – odpowiadam – „Jesteś zdrowa? Jeśli jesteś zdrowa, to ze wszystkim sobie poradzisz.”. Nie, nie jestem zdrowa. Dziękuję za rady. Coraz bardziej mam dość ludzi. Potrzebuję przerwę od życia. Przepustkę od życia, na choćby sześć godzin. 

Słowo na dziś


cierpieć – odczuwam silny ból fizyczny lub psychiczny; od braku mojego osadzonego boli mnie całe ciało, boli mnie dusza, choruję przez jego nieobecność; boleję nad tym wszystkim, co się dzieje i boleję z powodu wydarzeń, czy znoszę kogoś lub coś cierpliwie? nie, nie umiem znieść wychowawców, strażników, sędziór…, ponoszę stratę, każdy dzień bez mojego osadzonego jest stratą, wyrządzono mi szkodę, kto?!, kto ją naprawi, do jakiego sądu mam się udać?!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz