wtorek, 23 lipca 2013

Dzień dziewięćdziesiąty: wojna pozycyjna

Jesteśmy w zawieszeniu. Czekamy. Chcąc poprawić własne samopoczucie, wolę myśleć, że mój osadzony i ja oraz wszyscy przyjaciele jesteśmy po stronie ententy, a sędziowie, wychowawcy, strażnicy i inni nasi nieprzyjaciele reprezentują państwa centralne. Dla ułatwienia: ententa wygrała I wojnę światową. 

W tej wojnie przez pewien czas trwała tzw. wojna pozycyjna. Każda ze stron siedziała w swoich okopach, od czasu do czasu ostrzeliwując przeciwników lub wykonując loty bojowe, ale siłom francuskim i brytyjskim nie udało się przełamać obrony niemieckiej. Brakowało może wiary we własne możliwości (to my), po drugiej stronie determinacja była zbyt wysoka?

Wojna pozycyjna charakteryzowała się także działaniami na tyłach. Mój osadzony i ja podejmujemy pewne czynności. Mam nadzieję, że druga strona nie zwiera szyków. Ze smutkiem muszę napisać, że część mojej aktywności to działania pozorowane lub prowadzące tylko do upuszczenia części energii, która – o dziwo – nadal mnie nie opuszcza. Inwentaryzacja magazynu więziennego, dokonana ad hoc, po małej aferze, którą udało mi się rozpętać, wbiła mnie w dumę, ale nie doprowadziła do korekty linii frontu. Mój osadzony nadal kibluje, a ja płaczę. Na Zachodzie bez zmian. 

Słowo na dziś


wojna pozycyjna – od 1914 roku, gdy ofensywa niemiecka została zatrzymana nad Marną przez Francuzów, przeciwnicy lata 1915–1917, aż do początku 1918, spędzili w okopach. Olbrzymie straty po stronie ententy powodowały narastającą frustrację i próby dezercji z tych armii stawały się coraz częstsze. Nie. Mimo narastającej frustracji, ja nie zdezerteruję. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz