niedziela, 30 czerwca 2013

Dzień sześćdziesiąty siódmy: bezsilność

Nie ja jedna jestem bezsilna. Ponad 80 tys. ludzi w Polsce siedzi w więzieniach, niech co drugi ma kogoś bliskiego. Niech nawet co trzeci. Po dwie osoby bliskie. Razem tworzymy całkiem sporą miejscowość, nie można nas ignorować. A nas się ignoruje. 

Dopiero gdy coś się stanie, Służba Więzienna jest zmuszona do reagowania. Standardowo, po tragedii. Naprawdę człowiek musi umrzeć? Naprawdę nie można postępować zgodnie z regulaminem (po pierwsze), a ludzkimi odruchami (po drugie)? Naprawdę polska Służba Więzienna musi każdym czynem udowadniać, że eksperyment Zimbardo nie był wyłącznie eksperymentem, lecz sprawdza się w praktyce codziennej? 

Codziennie… Codziennie powtarzam, że gdy tylko to się skończy, zrobię im wszystkim z dupy jesień średniowiecza. Lecz codziennie powtarzam sobie także, że gdy tylko to się skończy, poza moim osadzonym nie będzie mnie nic interesowało. Przeszłość, przyszłość, jakie to ma znaczenie. Najwyżej dla własnej satysfakcji pójdę splunę pod nogi paru osobom. Nie dbam o nich. Bo mój osadzony i – okazuje się coraz bardziej ja także – jesteśmy na top liście zainteresowania tych ludzi. Ich satysfakcja rośnie, gdy wzrasta ból nasz. Mogę się mylić, ale taka zależność dowodzi psychopatii. 

Tymczasem jestem bezsilna. Hoduję w sobie potwora, stłamszoną, pokorną, powolną istotę, która jednak ma potencjał buntu i która się zbuntuje. Moją bronią będzie słowo. Przyjdzie czas, gdy przestanę być bezsilna. 

Słowo na dziś


bezsilność –  człowiek bezsilny to człowiek nieumiejący sobie z czymś poradzić, niemogący czemuś podołać, ale ja umiem radzić sobie z przeciwnościami, potrafię podołać trudnościom, lecz nie mogę zrobić nic, gdy druga strona mnie zastrasza, grozi i niedwuznacznie sugeruje, że moje działania odbiją się na moim osadzonym! Bezsilność rodzi frustrację, frustracja rodzi gniew. Gniew to przyczyna rewolucji.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz