sobota, 29 czerwca 2013

Dzień sześćdziesiąty szósty: regulamin

Staram się, podchodząc do każdego okienka, przed każdym funkcjonariuszem stając, spuszczać głowę i sznurować usta. Czasem jednak nie jestem w stanie się powstrzymać, na przykład wtedy, gdy okazuje się, że regulamin swoje, a funkcjonariusze swoje. 

Pewien generał z okienka poinformował mnie niegdyś, że z depozytu rzeczy mogę odbierać m.in. w ostatnią sobotę miesiąca. Dziś ta sobota nadeszła, pojechałam specjalnie do mojego osadzonego, choć nie miałam już widzenia. W okienku był dzisiaj inny generał. Stropił się, usłyszawszy moje pytanie o depozyt. Stropił się i powiedział po chwili: „Pani pójdzie na widzenie, to pani przy okazji odbierze.”. Szkopuł w tym, że na widzenie nie szłam. Nie odbiorę, powiedziałam, zresztą, nie po to się tu dzisiaj tyrpałam, żeby nie odebrać, gdzie jest odbiór depozytu. Nic mi ten generał nie powiedział. Na końcu języka miałam pytanie, czy taki złoty łańcuch, jak ma na ręce, jest dozwolony do munduru, bo nawet w harcerstwie nie pozwalano takich rzeczy nosić, a co dopiero w pierdlu. Powstrzymałam się. Słusznie, bo moja chwila dopiero nadchodziła. 

Generał podzwonił, gdzie trzeba. W końcu powiedział, że ktoś mnie źle poinformował. Wtedy wyszła mi piana na usta. Wysyczałam: „A jak to jest rozwiązane regulaminowo?”. Okazało się, że jest, jakoś tam, ale w sumie nikt nie wie jak. Wycharczałam: „Gdzie jest regulamin?”. „Tajny.”. 

To ten moment, gdy Bruce Willis na filmach wyjmuje broń i zabija opornego interlokutora. Do więzienia broni nie wolno wnosić, więc nie mogłam powtórzyć takich wyczynów. Mogłam tylko uśmiechnąć się i zapytać: „A pan, jak się pan nazywa? Bo chciałabym napisać list do Pana Dyrektora Zakładu Karnego z prośbą o udostępnienie mi regulaminu, który nie ma prawa być tajny w instytucji publicznej, a którego pan mi odmówił, powołując się na jego rzekome utajnienie.”. Pan Generał zaczął mnie przepraszać i ponownie zadzwonił w jakieś miejsce. Gdy powiedział, gdzie mam się zgłosić i spróbować załatwić sprawę, słodko życzyłam mu miłego dnia, zapewniając, że już nie pamiętam, jak się nazywa. 

Pokora. Następnym razem muszę o tym pamiętać. Pokora. Bo moje syczenie i charczenie zamieni się w kłopoty mojego osadzonego. Panowie jego życia i jego zdrowia, a nawet jego i innych osadzonych reanimacji i, ostatecznie, śmierci, nie wybaczą mi tego regulaminu.

Słowo na dziś

regulamin – przepisy i rozporządzenia (…) obowiązujące pracowników jakiejś instytucji, też dokument zawierający te przepisy i rozporządzenia. Tajny. Świetny żart, jak z „Paragrafu 22”. Tajny regulamin, do którego należy się stosować, choć się nie zna przepisów, a nie zna się ich, bo są tajne. Gdzie jak gdzie, ale w zakładzie karnym regulamin powinien być stosowany, podobno jest, ale tylko w stosunku do osadzonych i ich rodzin. Państwo generalstwo, w złotych łańcuchach do munduru, już nie muszą się do regulaminu stosować. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz