sobota, 8 czerwca 2013

Dzień czterdziesty piąty: samotność piżamy

Powiesiłam w łazience czysty ręcznik dla mojego osadzonego. Jakby miał dziś wrócić z pracy, a ja mu zostawiam świeży ręcznik. Przestawiam jego buty – sprzątnęłam zimowe, wystawiłam z szafy wiosenne półbuty i sandały. Schowałam zimową kurtkę i powiesiłam tylko wiosenne w przedpokoju. Udaję, że jest, choć go nie ma. Mówię do niego to, co powiedziałabym mu, gdyby był. 

„Popatrz, jaki piękny plakat” – powiedziałam wczoraj. Wiem, co by mi odpowiedział, więc odpowiedziałam za niego. „Jak myślisz, autobus się spóźni?” – zapytałam kilka dni temu i sama odpowiedziałam sobie: „Nieważne, mamy czas.”. Poprosiłam dzisiaj: „Wyłącz radio.” i, widząc, że nie zbiera się (jak zawsze) do zrobienia tego, o co proszę, wyręczyłam go. Nawet gdy go nie ma, jest ze mną. 

Nie potrafię tylko nic zrobić przeciwko przenikaniu się tych dwóch planów, w których żyjemy: wiem, że jest tam, w więzieniu, z trzema obcymi mężczyznami, a zarazem jest przy mnie. Są chwile, gdy czuję obecność jego kolegów z celi w naszej sypialni. Gdy gotuję, to zdarza mi się zrobić o wiele za dużo jedzenia. Wyjmuję pięć talerzy – dla mnie, dla mojego osadzonego i dla jego trzech towarzyszy. Dochodzą mnie jego z nimi rozmowy z sąsiedniego pokoju. 

A potem nagle oni znikają i on znika. Zostaję sama z jego piżamą na łóżku, którą rzucił on lub ja – nie wiem sama. Nie wiem też, kto jest bardziej samotny: ja czy ta piżama. 

Słowo na dziś


samotność – żyję sama, bez rodziny, mam przyjaciół, mam wspaniałych przyjaciół, jestem w określonej sytuacji i określonym czasie zupełnie sama, spędzam noce bez towarzystwa, na odludziu, odosobniona w mojej samotności. Mój osadzony jest jeszcze bardziej samotny, o ile samotność można stopniować. Samotny, bardziej samotny, najbardziej samotny. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz