sobota, 22 czerwca 2013

Dzień pięćdziesiąty dziewiąty: syn, czyj syn?

„Trzeba wpisać imię ojca osadzonego i imię pana ojca” – cierpliwie pani w kolejce tłumaczy panu, jak wypełnić kartkę z prośbą o widzenie. „Ale to ten sam ojciec!” – obrusza się pan. „To pan musi go dwukrotnie wpisać” – pani nie traci uprzejmości. „Ale tu jeszcze syn pisze” – żali się pan – „a syn nie przyszedł na widzenie”. „Jaki syn?” – troszczy się pani. „Jego syn, brata mojego syn, on syna ma jednego i jedną córkę, tu się córki nie wpisuje” – zauważa pan, na którego ręce ja zauważam bransoletkę, „elektroniczny” mówię sobie w duchu. 

Po chwili pan stanął przy okienku, z którego dobiegł znudzony głos dyżurnego generała Straży Więziennej: „Syn osadzonego, gdzie jest?”. „W domu, a gdzie ma być” – zdziwił się pan petent. „To po co go pan wpisał, że niby o widzenie się stara”. „Bo tu syn pisze” – upierał się pan przy swoim i nie potrafił zrozumieć, że „syn” odnosi się tylko do osadzonego i do osoby odwiedzającej. 

Czasem stanie w ogonku do okienka, w którym pan generał Straży Więziennej siedzi, jest testem na cierpliwość. Pal licho, jeśli to petenci się upierają, że „syn pisze”, a „córki pewnie, jako kobiety, się nie uwzględnia”. Gorzej, jeśli to pan generał nawala. Jak na przykład ostatni z generalicji, który nie potrafił zrozumieć, że jestem zameldowana pod jednym adresem, ale mieszkam pod innym. Powiedział: „W mojej miejscowości to się nie zdarza”. Proszę pana generała, proszę wyjechać na zmywak do Londynu i trochę życia się nauczyć. 

Słowo na dziś


syn – osadzeni mają lub nie mają dzieci płci męskiej, podobnie odwiedzający; ważniejszy jednak od osadzonego jest ojciec tego syna, co nie wszyscy potrafią zrozumieć, nawet w więzieniu dla mężczyzn. Całe szczęście, że nie zaczynają poufale lub protekcjonalnie zwracać się w ten sposób do kolejkowiczów lub, co gorsze, do pana generała w okienku...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz