poniedziałek, 17 czerwca 2013

Dzień pięćdziesiąty czwarty: oderwanie

Niekiedy wyobrażam sobie, że to wszystko się nie dzieje. Odbieram telefon od mojego osadzonego nie w domu, lecz w obcym miejscu. Wtedy wydaje mi się przez moment, że wyjechałam, a on dzwoni spytać, co u mnie i powiedzieć, że wróci później wieczorem. Po chwili czar pryska, a żaba nadal jest żabą, nie księciem z bajki. 

Między bajki włożyć należy doniesienia o wyśmienitej opiece lekarskiej, jaką są otoczeni więźniowie, w przeciwieństwie do tzw. uczciwych obywateli, niemogących się doczekać podstawowych zabiegów czy badań. Uzyskać skierowanie z zakładu karnego na zwykłą analizę krwi graniczy z cudem. Na rentgen czeka się długo i jest to traktowane jako udzielenie wyjątkowego przywileju. Chorzy przewlekle są kierowani do pracy (osoby w wieku postemerytalnym zresztą także – kolega z celi mojego osadzonego, który w tym roku kończy 70 lat, zaczął w ubiegłym tygodniu pracować).  

Praca wyzwala. Zapewne praca także chorych uzdrawia, starych odmładza, a zmarłym przywraca życie. Bije dzwon, ale nie pamiętam dokładnie, w którym kościele. Ach tak. Nazistowskim kościele. Coraz silniej wierzę w eksperyment Zimbardo. Ludziom wystarczy dać odrobinę władzy nad innymi, by rozbudzić w nich instynkta zupełnie nawet nie zwierzęce, bo zwierzęta nie zagryzają swoich, jeśli nie są głodne lub nie bronią się. 

Wolę uciekać w świat fantazji. Jest wieczór, kładę się spać, zasypiam. Obudzę się w ramionach mojego osadzonego, który wrócił w nocy, uprzedziwszy mnie, że gdzieś się zasiedzi. Obudzę się i znowu popatrzę na jego zmierzwione snami włosy, przygładzę je i powiem: „Wstawaj, kochanie, zrób mi, proszę, kawę.”.

Słowo na dziś


praca – wszystkie słownikowe znaczenia tego pojęcia nie odnoszą się do wyzwolicielskiej jej siły, odkrytej dla świata przez – właśnie, przez kogo? Praca wyzwala, proszę państwa, wtedy, gdy ma sens, gdy wykonuje się ją nie z przymusu, ale z własnej woli i gdy nie rujnuje zdrowia. Proszę dać mojemu osadzonemu narzędzia, których potrzebuje do wykonywania wyuczonego zawodu, a osiągniecie zdumiewające wyniki resocjalizacyjne. Dajcie mu kosiarkę w ogrodzie biskupa, a zdewastujecie człowieka do końca. Wystarczy, że wy, strażnicy, wychowawcy, ludzie sprawujący władzę, jesteście swoją pracą wewnętrznie zepsuci.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz