niedziela, 23 czerwca 2013

Dzień sześćdziesiąty: uśmiech

Powoli wkraczamy w trzeci miesiąc osadzenia. „Trzeci miesiąc jest krytyczny” – ostrzegał pan mecenas kilkakrotnie – „Proszę uprzedzić pani osadzonego przed kryzysem, który pojawia się w trzecim miesiącu.”. Panie mecenasie, my mamy do czynienia z kryzysem od pierwszego dnia. Od chwili, gdy usłyszałam rozpaczliwe: „Zabierz mnie stąd, ja tu nie wytrzymam.”. 

Od tego dnia, od dnia drugiego, codziennie powtarzam lub codziennie piszę: „Mój kochany osadzony, proszę cię, wytrzymaj. Wytrzymaj dla nas.”. Na widzeniach wykrzywiam się do niego w cudacznych grymasach, zza drzwi dzielące nas stroję miny jak małpa w cyrku, by wywołać na jego twarzy uśmiech i by zapamiętał mnie uśmiechniętą, pełną życia i oczekiwania na niego. Chętną i gotową, kiedykolwiek wróci. 

Każdy dzień mnie przybliża do tej chwili, gdy mój osadzony przestanie być moim osadzonym, a ja już nie będę jego konkubiną. Będziemy dziewczyną i chłopakiem, partnerką i partnerem, będziemy jednym wielkim uśmiechem. 

Słowo na dziś


uśmiech – „lekkie” zastępuję słowem „niestandardowe”, „wygięcie ust” niech zostanie, „ku górze” – bardziej adekwatne będzie „we wszystkie strony”, „i ich rozszerzenie” rozszerzmy na „i ich rozszerzenie oraz wydymanie”, „połączone z mimiką twarzy” uzupełnijmy, dodając „przerysowaną” między „z” a „mimiką”, „będące zwykle wyrazem radości” nie wyraża tego, co ja wyrażam, bo muszę dodać „i rozpaczy”. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz