poniedziałek, 10 czerwca 2013

Dzień czterdziesty siódmy: zapachy

„Przepięknie pachnie ten bez, zauważyła pani?” – mówi do mnie pan ochroniarz przy fajce. Nie zauważyłam. „Pachnie bardziej, bo ciśnienie spadło i zapach się wzmaga. Pewnie będzie burza.” – dopowiada. Nie zauważyłam pachnącego bzu, tak jak nie zauważyłam, że przyszły truskawki, a nawet czereśnie. Nie zwróciłam uwagi, że jest maj, że czerwiec się zaczął. Ominęły mnie wszystkie wiosenne zapachy. 

Mój osadzony też nie zauważył żadnego wiosennego zapachu, za to znalazł sposób na podanie kolejnej paczki. Nasze życie sprowadza się do odliczania i kombinowania, omijamy wszystko to, co w nim najpiękniejsze. 

A wiosna jest wyjątkowo piękna tego roku. Zieleń lśni, jakby wyprana w deszczu z dodatkiem proszku podtrzymującego kolor. Niebo przebłękitne, niekiedy usiane drobnymi chmurkami albo przykryte ciepłą kołdrą. Chodniki, wyzwolone spod ciężaru śniegu, wystawiają się na szkodliwe promienie UV. Nie nabierają opalenizny, więc jednak jakimś filtrem są wysmarowane. W powietrzu unosi się zapach życia. 

Nasze życie sprowadza się do odliczania i kombinowania. Jeszcze dwadzieścia trzy dni do jakiegoś tam rozstrzygnięcia. Odliczam. Obliczam. Mamy pięćdziesiąt procent szan. Jak dziś przed burzą. 

Patrzę w przestrzeń i widzę tylko jej zapach: zapach wolności. 

Słowo na dziś


zapach – słownikowy zapach nie ma z prawdziwym zapachem nic wspólnego. W prawdziwym zapachu nie kryje się „właściwość jakiejś substancji”, ale poemat napisany przez naturę. Jestem teraz w świecie nienaturalnym i nie docierają do mnie prawdziwe zapachy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz