wtorek, 30 kwietnia 2013

Dzień szósty: sprawy


Siły mi się kończą. Pięć dni bez odpoczynku, z zakłócanym snem, w zdenerwowaniu. Norma – ktoś powie – ale co to jest norma? Co i kto ją wyznacza? Dla mnie normą jest osiem godzin nieprzerwanego snu, od około północy do ósmej rano. Papieżowi Janowi XXII wystarczały cztery godziny snu. Cztery godziny więcej na życie, pracę… Chciałabym, lecz mój organizm tego nie akceptuje. 

Wyciągam z tych pięciu dniu jeden najważniejszy wniosek: nie wolno się ociągać z robieniem tego, co się kocha, z tym, kogo się kocha. Mojego osadzonego kocham, czy jest w więzieniu (pardon: areszcie śledczym), czy jest trzecią godzinę w wannie. Z perspektywy tych pięciu dni stwierdzam jednak, że moja miłość rośnie do niego, gdy w pierdlu siedzi, a maleje, gdy przepierdala (excusez le mot) czas w wannie. 

Czasu ja nie przepierdalam. Z listy na dziś nie zrealizowałam jednego zadania, opcjonalnego. Po dziewięciu godzinach pracy dzisiaj, po pięciu dniach najbardziej pracowitych w moim życiu, udało mi się spotkać z moimi współpracownikami, których oceniam cholernie wysoko. Nigdy nie pracowałam w tak dobrym zespole: zgranych, doświadczonych, wytrenowanych ludzi. Ludzi, którym zależy. Ludzi, którzy są gotowi poświęcić coś w zamian. Otrzymują za to prawdziwie ludzkie wsparcie. 

Nie mogę tego wsparcia dać mojemu osadzonemu i to jest dla mnie największy problem teraz. „Ludzie są skupieni przede wszystkim na sobie” – powiedział adwokat. Pracodawca mojego osadzonego mówił coś odwrotnego: „Ludzie, gdy mają szansę, skupiają się na innych”. Jestem między nimi. Skupiona na sobie, opierdalam wszystkich naokoło, gdy usiłują mnie zagadać. Skupiona na sobie, ale wiem, że działam w imieniu więźnia. 

Nie umiem. Nie jestem w stanie ocenić, jak bardzo cierpię, że nie mogę mu dać wsparcia bezpośredniego. „Kochanie moje” – powiedzieć — „cokolwiek zrobisz”. I tak dalej. Jestem z tym sama. On jest sam jeszcze bardziej. On jest naprawdę sam. Moje wsparcie ulatuje do gwiazd. 

Słowo na dziś

sierżant – Słownik Języka Polskiego plasuje pana sierżanta w hierarchii. Ja pana sierżanta umiejscawiam między aniołami. Nie tylko wziął ode mnie paczkę półtora kilograma cięższą niż norma przewiduje. Nie tylko wziął koszulki z długim rękawem, choć według niego koszule to nie były. Pan sierżant, przede wszystkim, ma ten ludzki błysk w oczach. Błysk, który ponad procedury, regulaminy, zasady wychodzi. „Panie sierżancie, to takie ludzkie” – powiedziałam pierwszego dnia i w tym momencie chwycił za telefon. Definicja definicją. W sierżancie jest dużo więcej. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz